Nie no spoko – ledwie 480m n.p.m pagórek… a licząc od podłoża, jakieś 200m. Mimo wszystko, jak na człowieka, który szczyci się kondycją leniwca, a chorobę wysokościową dostaje nawet w windzie, jakiś to wyczyn jest.
A gdzie to polazłem wraz z małżowinką i alpinistą prowadzącym fajny blog Icebat.eu?
A no jakieś 30 minut jazdy, na północ od Bratysławy, mieści się wieś Borinka. A Nieco nad nią są ruiny określane jako Hrad Pajštún. Cokolwiek to znaczy. Jak coś, to mapka poniżej, co by się ogarnąć z lokalizacją.
No i zajechaliśmy Słoikiem (swoją drogą, po wymiane alternatora, spalanie w trasie przy prędkości 140km/h-150km/h wynosi ok. 7.5L na 100km – całkiem nieźle jak na silnik będący pod 4k rpm, z 2 osobami na pokładzie i pełnym bagażnikiem), a po wypakowaniu wyruszyliśmy na przygodę!
Szlak zaczynał się dość spoko. Owady, wąwozik, małe nachylenie terenu.
Nasz alpinista Marek, zwany także Chuckiem Norrisem Słowacji, nie przegapi żadnej szansy na trening, gdyż niedługo wybiera się na Elbrus (podobno taka Gubałówka na Kaukazie). Swoją drogą, aby miał dobry trening, podobno poćwiartował 2 rumuńskie prostytutki, dla odpowiedniego dociążenia plecaka.
Towarzyszył nam też słowacki Szarik
Kiedy jednak podejście zaczynało przypominać pionową ścianę i trochę nam Marek odskoczył, było widać “Mountain Guy is not happy with Your performance”, więc ze strachu przyśpieszyłem, wypluwając płuca. Chyba też zgubiłem gdzieś nerkę.
Tak jest, wejszli na szczyt. Mój lęk wysokości przypomniał o sobie, a Marek tylko dla towarzystwa trzymał wodę, bo jak każdy wie, on jest robotem, nie potrzebuje jej.
Nawet bylo widać Bratysławę!
Ruiny zawsze są spoko.
Taka tam prawie scena z Gladiatora… niestety nie było przenicy.
Moja żona chyba nie była zadowolona z tego, że robię zdjęcia.
Zejście z górki po drugiej stronie. Prawie pionowe, po bokach można było spaść dość nisko. Tak, prawie narobiłem w gacie.
A potem był spacer z powrotem do Borinki i powrót. Musze przyznać, że taki 3 godzinny wypad to dość fajny sposób spędzenia czasu. Pewnie jeszcze okoliczne pagórki pozwiedzam, a wtedy postaram się oczywiście popodrzucać fotostory z każdego
Marek umowa byla taka ze go zrzucisz z tego pagórka. A on jeszcze żyje a pisze. Co za ludzie ;)
No to dopiero w Tatrach – tam większe szanse na pożądany efekt ;)
#czekam