Rzadko uczestniczę w eventach motorsportowych, ale gdy tylko mam okazję, czerpię z nich pełnymi garściami. Uwielbiam atmosferę toru i czuję się tam jak u siebie. Od dłuższego czasu nie miałem okazji nigdzie się wybrać (pewnie przez moje leniwe dupsko), ale tym razem się udało, bo IREL Racing, wraz z KUBITmotorsport (IG: @kubitmotorsport) jechali 8 godzinny wyścig endurance na Slovakia Ring.
Dla mnie była to okazja z bliska przyjrzeć się takiemu wydarzeniu, bo wyścigi długodystansowe to w mojej opinii taka perełka motorsportu. Bo mimo wszystko łatwiej jest zbudować samochód, który pojedzie jakieś 20-30 minutowy sprint. A tu mamy ponad 6 godzin (zależnie od rundy w czeskim cyklu ARC Endurance), które musi wytrzymać samochód i trzeba zgrać cały team, aby spiąć tankowania, zmiany, logistykę, a nawet dietę zawodnika.
Bo gdy ten już musi jechać tak 1.5h i gubi sporo wody, a wraz z nim sporo minerałów z organizmu – dzieją się rzeczy!
Mamy więc sporo więcej zmiennych, które mogą wpływnąć na klasyfikację końcową.
Jednak do samej serii wyścigowej. Organizowany przez czeski ARC Endurance, jest imprezą profesjonalną o takim vibe… semi profesjonalnym. Dlaczego? Regulaminy są dość uproszczone (nawet taki idiota jak ja potrafi je zrozumieć), więc wystarczy że samochód ma niezbędne wyposażenie bezpieczeństwa i kierowca może wsiadać za jego kółko bez dodatkowych licencji. Dzięki temu teamy, jak np.: właśnie IREL Racing mogą Wam zaoferować przygodę w postaci zrealizowania marzenia i jazdy w profesjonalnym wyścigu!
Tak, zbieram budżet na pay to drive…
Dręczyło mnie to,że im więcej profesjonalizmu tym poziom funu spadał. Bo jest większa napinka o te wszystkie elementy niezwiązane z samą jazdą, a które generują stres. Tutaj jest bliżej… “sankcjonowanego pikniku”, więc aż chce się przebywać w padoku! Widać, że teamy nie patrzą po sobie z chęcią mordu, tak jak to widziałem w wysokich klasach (GT3, GT4). Oczywiście, wszyscy dalej chcą jak najlepiej wypaść, ale także nikt nie chce sobie przeszkadzać, czy robić sobie wokół wrogów. Da się odczuć, że teamy jadą fajną serię dla siebie i wrogością nic nie zdziałają, a byciem spoko – sprawią, że więcej osób będzie chciało spróbować.
Aż chce się przychodzić! Ba… aż chce się spróbować samemu!
A mi pozostaje zaprosić do galerii fotek, która w niewielkim procencie oddaje jak tam było!