Marzyliście o czymś kiedyś prawda? Pojadę tu, kupię sobie to, przejadę się tamtym. Te mniejsze marzenia, które możecie w miarę łatwo zrealizować i cieszyć się ich spełnieniem.
Często się okazuje, że nasze marzenia są bardzo wyidealizowane. Za bardzo. Dlaczego? Pewnie dlatego, że im częściej o tym myślimy, tym więcej “dodajemy” aby było idealne. Cudowne. Bez wad. Nierealne.
I takie też właśnie jest.
Kiedyś wiele osób mówiło mi o książkach Niela Gaimana. Były podobno dobrze napisane, świetnie się je czyta, przyjemnie się spędza przy nich czas.
Pewnego dnia kupiłem 2 książki, korzystając z jakiejś promocji w księgarni.
I to był błąd.
Okazało się, że spotkanie z twórczością Niela było… męczące. Było dłużącym się, nudnym doświadczeniem. Mimo wszystko, była to przeczytana książka, więc nie mogę to był zmarnowany czas. Ale rozczarowanie pozostało.
Tak samo miałem z butami. Mam lekką fobię, że muszę mieć buty, które będą dla mnie wygodne przez parę kilometrów marszu, gdyż lubię sobie “strzelić” 10km spacer. Takie hobby.
Zapewne kojarzycie markę New Balance. Bardzo chorowałem na ich buty. Wg. opisów znajomych – wygodne, dobrze dopasowane, ogólnie genialne. No i robił się u mnie w głowie obraz tych butów. Że będę miał mega buty i dzięki nim będę też jeździł niczym Takumi z Initial D. No i trafił się “po drodze” salon NB. Żona podpuszczała: “podobają Ci się, przymierz, jak siądą to się kupi”.
I znowu rozczarowanie.
Okazało się iż wygoda tych butów, dla mnie, będzie dość bolesna w przy spacerze dłuższym niż 200m. Tak bolesne jak rozczarowanie małym marzeniem.
I tym samym gładko zmierzam do samochodów.
Jak każdy – mam swoje “moto-marzenia”. Chciałbym pojeździć Miurą. Marzy mi się posiedzenie za kierownicą Ferrari F40. Chciałbym doświadczyć elektroniki, pilnującej w ryzach R35.
Jednak obawiam się rozczarowania. Tak – że wsiądę do takiego F40 i będzie mnie irytować skrzypienie wnętrza. Że silnik na wolnych obrotach będzie falował. Że prowadzenie nie będzie tym, czego się spodziewam. I tak dalej i tak dalej. Pewnie rozumiecie o co chodzi.
Dlatego, mimo że marzę o przejechaniu się paroma samochodami, które wielbiłem za dzieciaka, boję się trochę zrealizować takie marzenie. Chciałbym, aby zostały one idealne w mojej głowie. Tak jak je sobie “ulepszyłem”. I nie chcę tego zmieniać.
Także zostaję prawie zawieszony pomiędzy młotem, a kowadłem.
Dlaczego “prawie”? Bo jakby ktoś dałby mi kluczyki do mojego “moto marzenia” i powiedział – wsiadaj i przejedź się, to po ocuceniu z omdlenia, bym pojechał. I pewnie bym psioczył na wady tego samochodu. I pewnie obraz by został trochę zarysowany. Ale z drugiej strony – marzenie spełnione.
A chyba właśnie o to chodzi. Realizować marzenia, pomimo tego, że okażą się nie tak idealne jakbyśmy się tego spodziewali.
Jeśli chcesz zobaczyć panoramę Paryża z wieży Eiffla – wystoisz tą 20km kolejkę. I dostaniesz się na górę, aby podziwiać widoki. Po paru tygodniach, zapomnisz ile trzeba było czekać na 5 minut radości.
Tak samo chyba będzie z tym F40. Może drzwi będą skrzypieć, może silnik nie będzie trzymał wolnych obrotów. A może i zgasnąłby mi parę razy przy ruszaniu. Ale pamiętać będę jedno – przejechałem się F40. Ten miód zatarłby smak dziegdziu.
Poznawajcie swoich bohaterów. Pomimo, że będą klnącymi, popijającymi whiskey, uzależnionymi od kokainy dupkami. Zapomnicie o tych złych punktach, bo dadzą Wam sporo więcej samym “byciem”.
A buty? Kupiłem po prostu wygodniejsze Pumy.
Dupa tam – z tymi marzeniami – im większe i trudniejsze są, tym mniejsze szanse masz zauważyć w ogóle niedogodności.
Miałem okazję poprowadzić m.in. 911(930), Testarossę oraz Maserati Gran Turismo – może gdybym zaczął jeździć nimi na codzień to bym zaczął widzieć wady. Przy jednorazowej przejażdżce – nowai. Jedyną niedogodność jaką pamiętam to kwadrans rozgrzewania Testarossy przed niespełna kilometrową przejażdżką. Byłem przewieziony paroma autami typu SLS, R33GTR (737hp) czy 500KM Audi RS2 – pamiętam przyspieszenia, prędkości i hamowania, nawet nie zdążyłem zwrócić uwagi na wady. Siedziałem w Diablo, Countachu, F40 czy F50… Prędzej się posiusiasz pod siebie niż zauważysz poluzowaną tapicerkę. To nie są buty NB, ani nawet kolejka pod wieżę Eiffla. Tamte rzeczy są niedostępne dla większości śmiertelników, buty czy wycieczki zaś tak… Niestety ale lvl marzeniu jest marzeniu nierówny :)
Zawód spowodowany rozdzwiękiem pomiędzy oczekiwaniami a rzeczywistością może być bolesny, ale myślę podobnie jak Ty, że szybko przechodzi. W końcu gdyby nie marzenia to zycie byłoby bezsensowne, założyć, że wszystko okaże się gorsze niż się myślało to mentalne samobójstwo.
Co do butów polecam Asics z żelem :D
Asics niestety nie ma "cywilów" do wyjścia na miasto. Pewnie jakbym nałogowo biegał, to bym się za nimi rozglądał ;)
Nie wiem czy takie spełniają kryterium "cywilności" ale sam użytkuję i wygodniejszych nie miałem, a trochę już znosiłem różnych modeli. Oczywiście są rózne kolorystyki i wersje (zamszowe, materiałowe).
Nie wkleił się obrazek, więc wstawię link :)
http://sneakernews.com/2014/11/07/kith-x-asics-grand-opening-collection/
dla mnie z butów "do jeansów" to max poniższa stylistyka. Te ASICS'y są "za sportowe" ;)
(edit bo moge) łobrozki działają! :D
Marzenia są po to żeby je spełniać. Samochód klasy F40 wyrwał by cię z twoich niewygodny NB (dziwne, sam jestem szczęśliwym posiadaczem owego obuwia :P) i nie zauważyłbyś żadnej wady. Zwłaszcza, że w tym samochodzie równa praca na niskim obrotach i komfort jazdy nie były priorytetami ani nawet na liście celów.
Jakiekolwiek marzenie by nie było, trzeba dążyć do jego spełniania, nie zajmując sobie głowy gdybaniem, że coś może niedrównać oczekiwaniom. Takie zamartwianie się odbiera przyjemność z odkrywania nowych rzeczy i przyjemność życia.
Co do butów.., Kup sobie Ecco albo inne na podeszwie Vibram i będziesz zadowolony. :P